O pięknie zaklętym w znaczkach, ich historii, ikonach... Czyli coś dla naszych portalowych hobbystów i nie tylko.
A może raczej terapia? Bo przecież to właśnie słowo, pojęcie, pada regularnie w trakcie, czasem naprawdę niekończących się, filatelistycznych dyskusji.
Nasza Mona Lisa. Nasza Wenus z Milo. Nasza…
Bo szukać można wszystkiego. Znaczków, które nas interesują. Takich, których nam jeszcze brakuje. Albo, po prostu, informacji o tym, co się na danym walorze znajduje.
Z góry przepraszam, że tak po angielsku i z hasztagiem na przedzie, ale… takie czasy.
A właściwie ich dni. I to, co się potem w internetach wyprawia.
Czyli kolejny fragment, element filatelistycznego świata, który stopniowo nam zanika.
Produkty kolonialne, sklepy kolonialne… - gdzie te czasy?! Aż chciałoby się zapytać.
Albo inaczej: stówka. Bo tyle zwykle żąda się na rozmaitych targach staroci za klaser pełen znaczków.
Czyli zwykłe nalepki, wyglądające tylko jak znaczki pocztowe. Kto wie jednak, czy to nie one będą przyszłością filatelistyki…