Od kilku dni media obfitują w treści, nawiązujące do przypadającej dziś rocznicy wyboru Franciszka. Zatem kilka refleksji na marginesie.
Bycie chrześcijaninem to nieustanne rozkoszowanie się Bożą hojnością, obfitością Jego darów, dostrzeganie Jego ingerencji, działania, mocy.
Jedni uwierzą i zaczną post, inni domagać się będą znaku. Jeśli wierzysz, pamiętaj: są dwa znaki – Jezus i ty. Innych nie będzie.
By nauczyć języków obcych trzeba przekazać wiedzę. Ale i posiadać zdolności pedagogiczne. A jak pomóc zagubionemu? Wystarczą dobre chęci?
Do kogo się modlisz? Do Boga, czy do swoich pragnień? Zapewne wiele razy słyszeliśmy te pytania i wiele razy musieliśmy/musimy na nie odpowiadać.
Bywa, bardzie słuchamy ludzi niż Boga, kierując się (dając się podsycać) lękam, fobiami, uprzedzeniami, takimi czy innymi „izmami”.
Nie tak wyobrażamy sobie działanie Ducha. Owszem, uniesione w uwielbieniu ręce, mówienie językami, uzdrowienia, oświecenie Słowem...
Chrześcijaństwo niekiedy przypomina dobrą szkołę górską. Jest przewodnik i stawiający pierwsze kroki adepci.
Czy są w Kościele grupy, ruchy, instytucje, wspólnoty, „profesjonalnie” odpowiadające na duchowe biedy współczesnego człowieka?
Zasnęliśmy głębokim snem przekonani, że mamy receptę na wszystkie bolączki świata, że może być tylko lepiej...