W ikonografii przedstawia się go habicie dominikańskim, jako anioła Apokalipsy z trąbą i płomieniem na czole. Skąd taki pomysł?
Któregoś dnia będąc akurat na wagarach, bo szkoła szczerze go nudziła, nasz dzisiejszy patron, kilkulatek zaledwie, wałęsał się bez celu po ulicach rodzinnej Sewilli.
Był rok 1483. Czy modlitwy tego pustelnika uzdrowiły francuskiego władcę?
Święty, który był bękartem wielkiego mistrza Zakonu Maltańskiego?
Kto był pierwszym świętym w historii Kościoła?
Pewnego razu, zbierając środki na swoje dzieła, a właściwie to żebrząc o ich wsparcie, zajrzał do karczmy.
Powinien był albo się nie urodzić, albo pozostać wiecznym – tak wyrażał się o nim jego nauczyciel, włoski humanista Kallimach.
Dzisiejszy patron nie jest być może najbardziej rozpoznawalnym czy godnym zapamiętania świętym, ale ma z całą pewnością jedną inspirującą cechę.
Z dzieciństwa i to wczesnego pamiętam taki obraz. Idziemy w stronę kościoła. No dobrze, może nie idziemy, tylko biegniemy i się wygłupiamy, bo są ze mną koledzy i koleżanki.
Trudno nam dzisiaj zrozumieć św. Oskara, biskupa i misjonarza z IX wieku.