- Jak to się zaczęło? Z naszej parafii odchodził ksiądz. W prezencie od wiernych dostał ikonę. Zakochałam się w świetle bijącym z oczu Maryi. Pomyślałam: a może ja spróbuję? No i spróbowałam! - opowiada Daniela Fabjanowska.
– W kościele staram się zawsze siadać w ostatniej ławce, bo podczas Eucharystii często łzy cisną mi się do oczu – opowiada pani Daniela. Nie zawsze tak było. Ale odkąd zaczęła malować – zdarza się to coraz częściej.