Barwne trzy korowody zmierzały w południe ulicami miasta na sandomierski Stary Rynek. Poprowadzili je Królowie i Rycerze z miejscowej chorągwi. Mieszkańcy chętnie dołączyli do wędrowców.
Tradycyjne puste miejsce dla wędrowca przy wigilijnym stole może nareszcie zyskać konkretny sens. Wystarczy wesprzeć świąteczną akcję charytatywną Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Gdy wyruszał w drogę, był podróżnikiem, wędrowcem mającym samotnie zmierzyć się ze szlakiem. Jak przyznaje jednak, z każdym przebytym kilometrem coraz bardziej staje się pielgrzymem.
Każda pielgrzymka jest wyjątkowym czasem. – Mówią do nas drzewa, jeziora, ptaki, psy i koty... no i Pan Bóg, który za tym wszystkim stoi – zapewniają wędrowcy.
Niegdyś górowały nad miastami. Były punktem orientacyjnym dla wędrowców i symbolem niebieskiej Jerozolimy. Dziś wypełnione są bardziej turystami niż pielgrzymami, ale wciąż przypominają zlaicyzowanej Europie o jej korzeniach.
Z trzech kościołów na Rynek Starego Miasta zmierzała trasa pierwszego sandomierskiego Orszaku Trzech Króli. Poprowadzili je Królowie i Rycerze z miejscowej chorągwi. Mieszkańcy chętnie dołączyli do wędrowców.
Gdy wędrowcy w habitach stanęli przed osiecką świątynią i zrzucili plecaki, dla mieszkańców byli jak znak. Po pięciu wiekach pielgrzymi znów przybyli nad morze, by szukać sanktuarium Krwawiącej Hostii.
Camino Marka Kamińskiego. Gdy wyruszał w drogę, był podróżnikiem, wędrowcem mającym samotnie zmierzyć się ze szlakiem. Jak przyznaje jednak, z każdym przebytym kilometrem coraz bardziej staje się pielgrzymem.
Surrealiści XX-wieczni uznawali go za swego patrona, zwolennicy psychoanalizy widzieli w jego dziełach ekspresję podświadomości, przeciwnicy Kościoła pragnęli uczynić z niego piewcę „wolnej miłości”, alchemika i wędrowca po obrzeżach herezji.