Ci, którzy go znali, wysławiali jego pańską łagodność, spokojną równowagę, panowanie nad sobą, prawość, lojalność, przytomność umysłu i szczególną skłonność do medytacji.
Ta historia jest fascynująca. Ale nie z uwagi na fakt, że jej bohater to święty misjonarz ze zgromadzenia marystów, pierwszy męczennik Oceanii i jednocześnie jej główny patron.
Nauczyciel Kościoła – tak dzisiejszego patrona nazwał papież Leon XII. Tytuł w dwójnasób zastanawiający.
W monachijskim kościele pw. św. Piotra, 28 lutego wieczorem dokładnie, kiedy zakończy się pontyfikat Benedykta XVI, z figury św. Piotra zostanie zdjęta tiara.
Żonaty rybak z Galilei, człowiek ciężkiej, fizycznej pracy, którego sposób wysławiania – raczej niezbyt literacki – rzucał się od razu w uszy, rażąc swoją prostotą.
O obecności Boga w życiu, chodzeniu po drzewach i owocach pielgrzymowania na Jasną Górę z s. Piotrą ze Zgromadzenia Sióstr Opatrzności Bożej, pochodzącą z parafii Nieborów, rozmawia Magdalena Szymańska-Topolska.
Dzisiejszy święty to patron. Ale patron nie byle jaki, bo inkwizycji.
"Św. Piotr Męczennik", ok. 1493, olej na desce, 177 x 90 cm, Muzeum Prado (Madryt) Autor: Pedro de Berruguete, malarz hiszpański, ur. ok. 1450 w Paredes de Nava koło Palencii, zm. 1504 w Ávili koło Madrytu.
Historię tych dwóch świętych, razem głoszących Ewangelię i razem umęczonych za wiarę, poznajemy dzięki martyrologium świętego Hieronima i wspomnieniom papieża, świętego Damazego, który opis ich męczeństwa miał zaczerpnąć od kata wykonującego wyrok.
Piotr był jak skała. Twardziel. Zapalczywy i impulsywny. Krew w nim wrzała. Na nim, jak na filarze, Jezus oparł swój Kościół.