Podczas tych warsztatów świeccy uczą się czego podczas liturgii nie musi robić ksiądz. Potem mogą aktywnie pomagać kapłanom we własnych parafiach.
Mają bardzo proste metody: modlitwa, piosenka, zabawa. Do tego uśmiech i otwarte serce. – To wystarczy, by głosić Dobrą Nowinę aż na krańcach ziemi – przekonują wakacyjni ewangelizatorzy. Ich „krańce ziemi” to niewielkie parafie diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej.
Po zakończeniu pierwszego roku studiów klerycy z Koszalina na trzy tygodnie przyjeżdżają na praktyki do Domu Pomocy Społecznej w Przytocku. Nie ukrywają, że nie jest to łatwe i przyjemne doświadczenie. Ale zaraz dodają, że potrzebne. I podopiecznym, i im samym.
W krajobrazie Pomorza Środkowego szczególne miejsce zajmują obiekty sakralne – poewangelickie kościoły i kaplice.
Najtrudniej jest w niedzielę. Albo podczas rodzinnych uroczystości, pogrzebów najbliższych. Jedni zmagają się w samotności, inni mają wrażenie, że Kościół zamyka przed nimi drzwi świątyń.
Pierwsze siostry z Szensztackiego Instytutu Sióstr Maryi przybyły do Koszalinia 1. października 1984 r. Miały ze sobą tylko zapał i gotowe do pracy ręce i serca. I wiarę w to, że Opatrzność Boża wybrała dla nich to miejsce.
W Autorskiej Galerii „Portret świata” można było obejrzeć wystawę „Indie – u podnóża Himalajów” autorstwa małżeństwa podróżników Magdaleny i Sebastiana Durbaczów z Warszawy.
Ze znajomością Pisma Świętego u katolików bywa krucho. Na progu przeżywanego po raz pierwszy w Kościele diecezjalnym Tygodnia Biblijnego o to, czy słowo objawione rzeczywiście nam się objawia, zapytaliśmy biblistę ks. dr. hab. Janusza Lemańskiego, profesora Uniwersytetu Szczecińskiego.
Czy imprezy, na których świetnie będą się bawić dwudziesto – i sześćdziesięciolatkowie, są możliwe? - Tak, mówią uczestnicy projektu „A w sercu ciągle maj, czyli spotkania międzypokoleniowe z walczykiem w tle”.
Warto starać się w małżeństwie o taki czas, choćby raz w miesiącu, który poświęca się sobie – wyjść do kawiarni, na randkę, na dłuższy spacer tylko we dwoje.