Pasterz powinien pachnieć owcami. Najpierw kadzidłem. Ale zaraz potem owcami.
O Kościele. Tym przez duże „K”. A dokładnie – o Kościele polskim.
Mój przyjaciel postanowił zostać politykiem. Nic mu nie jest, nic go nie boli. Ma sukces biznesowy, nie potrzebuje władzy. Uważam, że ma ze sobą jakiś problem. Po co mu to?
Oczywiście piszę ten tekst z pozycji księdza. Niedawno jedna z moich znajomych opowiadała mi historię sprzed lat.
Pojęcie „ranliwości” stworzyłem w konsekwencji spotkania kilku osób o specyficznym dla mnie sposobie przeżywania czasu.
Miała swoje dwa początki. Pierwszy, gdy sam kiedyś szukałem sposobu na spotkanie z Bogiem. I jakimś dziwnym trafem On sam zwykle wzywał mnie do jeszcze większego wysiłku.
Wiem, że ten tekst nie powinien powstać.
Pątnicy wyjdą na trasy o zmroku z identycznymi tekstami rozważań Drogi Krzyżowej, napisanymi przez inicjatora ekstremalnego nabożeństwa ks. Jacka Stryczka z Krakowa.
Podobno grono profesorów dyskutowało z moimi kazaniami.
Nie ukrywam, że mam duży dystans do praktykowanej w Polsce instytucji parafii. To znaczy – są parafie i parafie.