Chrześcijaństwo niekiedy przypomina dobrą szkołę górską. Jest przewodnik i stawiający pierwsze kroki adepci.
Czy są w Kościele grupy, ruchy, instytucje, wspólnoty, „profesjonalnie” odpowiadające na duchowe biedy współczesnego człowieka?
Zasnęliśmy głębokim snem przekonani, że mamy receptę na wszystkie bolączki świata, że może być tylko lepiej...
Wszechmogący Boże, uprzedzaj swoim natchnieniem nasze czyny...
Wątpliwość niejedno ma imię. Czasem jest wyszeptanym z lękiem pytaniem, innym razem wykrzyczanym bólem bądź protestem.
Co zrobić, by odejść od parafii, rozumianej jako instytucja świadcząca usługi religijne i dojść do wspólnoty – jak często podkreśla Franciszek – uczniów i misjonarzy.
Milczą święte Księgi o bliskich i towarzyszących człowiekowi na co dzień stworzeniach. Co nie znaczy, że nie ma ich w kościelnej przestrzeni.
Zaszyci w domach, siedzimy jak gęsi na polach, równie jak one zdezorientowani. Nie tylko ni to jesienną, ni to przedwiosenną aurą.
Tym razem nie o trudne, niezrozumiałe przez większość współczesnych słowa chodzi.
Jak Abraham usłuchać wezwania i każdego dnia ruszać do Ziemi obiecanej. Będąc – jak on – wystawiony na próbę trzymać się obietnicy.