"[Boże mój], daj mi nawrócenie mojej parafii; gotów jestem cierpieć wszystko co zechcesz Panie, przez całe me życie!"
Dzisiejszy patron nagminnie bywa mylony ze św. Janem od Krzyża. O pomyłkę łatwiej tym bardziej, że obaj byli Hiszpanami, żyli mniej więcej w tym samym czasie, a do tego jeszcze się znali.
Nasz wielki rodak. Papież Polak. Jan Paweł II Wielki. Święty papież z dalekiego kraju. I można by tak mnożyć tytuły, którymi został obdarzony dzisiejszy patron w nieskończoność. W nieskończoność, bo każdy z nas znajdzie w biografii św. Jana Pawła II coś takiego, co w sam raz pasuje na pomnik.
Nie ma siły, żeby osiągnąć w czymś rezultaty - że już o światowych wynikach nie wspomnę – potrzeba solidnego treningu. A kiedy chce się ową dominację utrzymać, konieczny jest dalszy regularny wysiłek.
Dzisiejszy patron ma dwie odrębne historie. Pierwsza, ludowa, przedstawia Jana, zakonnika z opactwa św. Marii w Bridlington, który urodził się raptem parę kilometrów dalej w wiosce Thwing, w 1319 roku, jako cudotwórcę.
Wyobraźmy sobie taką oto sytuację, z życia zresztą wziętą: jest początek XIX wieku, Francja, rolnicze tereny. W jednej z chłopskich rodzin na świat przychodzi syn. Nie jest pierworodny, więc o edukacji może zapomnieć – to przywilej najstarszego dziecka płci męskiej.
Żył tylko 43 lata, z czego na swoją duchową formację poświęcił lat 14. Biorąc pod uwagę, że do jezuitów wstąpił jako 19-latek, to jak łatwo wyliczyć miał tylko 10 lat od swoich święceń kapłańskich aż do śmierci, by sięgnąć nieba.
Dzisiejszy patron nieustannie miał pod górę. Stosunkowo szybko z rodzinnego domu trafił do przytułku.
„Nauczanie dzieci katechizmu jest bardzo trudne, gdyż są one głupie i mało zdolne.
Na konto dzisiejszego patrona zapisać należy zwołanie synodu, rozwinięcie powszechnej katechizacji dzieci, gruntowne zreformowanie nauki i dyscypliny w seminarium.