Człowiek się czasami musi otrząsnąć, dostać po głowie obuchem, żeby się obudzić.
„Spodobało się Panu zmiażdżyć go cierpieniem” (Iz 53, 10)
Miała na imię Miriam, siedziała w półmroku wejścia do bazyliki Bożego Grobu, trzymała w ręce różaniec. Siedziałem tam i ja.
Postawili ich w środku i pytali: Czyją mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to? (Dz 4,7)
Nie przepadam za komiksami, ale kiedy w jednej z popularnych księgarń usłyszałem z ust młodego człowieka biorącego do ręki komiks: „Co za indoktrynacja!”, nie mogłem się oprzeć.
Jeżeli rzeczywiście od Boga pochodzi (ta myśl, czy sprawa), nie potraficie ich zniszczyć, i oby się nie okazało, że walczycie z Bogiem (Dz 5, 39).
Wszystkiemu winien Kant, można by żartobliwie podsumować, i nie, nie chodzi o mały palec u nogi, którego bolesne spotkanie z kantem szafy niejednego z nas już spotkało.
Szaweł ciągle jeszcze siał grozę i dyszał żądzą zabijania uczniów Pańskich. (Dz 9,1)
To były czasy! Działo się – jakby to powiedziała mocno już podstarzała młodzież. Jan Paweł II na rok przed wstąpieniem Polski do UE tłumaczył uczestnikom narodowej pielgrzymki do Rzymu: „Wejście w struktury Unii Europejskiej na równych prawach z innymi państwami jest dla naszego narodu i bratnich narodów słowiańskich wyrazem jakiejś dziejowej sprawiedliwości, a z drugiej strony może stanowić ubogacenie Europy. Europa potrzebuje Polski. Kościół w Europie potrzebuje świadectwa wiary Polaków. Polska potrzebuje Europy”.
Nam została przekazana nauka o tym zbawieniu... (Dz 13,26)