Choć popularnie nazywane są szarytkami, to ich życie nie jest przeciętne ani szare. Pracują tam, gdzie najciężej. Odwiedzają osoby samotne i chore w ich domach, posługują starszym i umierającym w szpitalu oraz domach pomocy społecznej.
Elżbietanka przez 60 lat służyła przy świdnickim szpitalu jako pielęgniarka, a później zakrystianka.
Są takie miejsca, gdzie – wydawałoby się – trudno o radosne święta. A jednak Bóg rodzi się również w domu opieki, hospicjum, schronisku dla bezdomnych, a także w więzieniu.
Kardynał Kazimierz Nycz zapowiedział konsultacje ekspertów w sprawie zabudowy Skarpy Warszawskiej, a Szarytki nieustannie muszą prostować fałszywe informacje dotyczące ich planów na Tamce.
Przed 100 laty szkołę pielęgniarską i szpital prowadziły siostry boromeuszki. Obecnie znów może tak się stać.
To już trzecia elżbietanka, którą wspólnota w ciągu miesiąca pożegnała w parafii św. Aniołów Stróżów. Tę znały z katechezy setki, a nawet tysiące mieszkańców.
Bp Andrzej Jeż wprowadza w diecezji nowe postanowienia dotyczące udziału w Mszach św. i nabożeństwach.
To człowiek, którego życie jest bardziej związane z katowicką katedrą niż losy jej proboszczów, parafian i biskupów. 60 lat temu, jako kleryk, uległ wypadkowi na jej budowie.
- Aby odebrać dziecko z Okna Życia musimy uklęknąć – mówią siostry boromeuszki. –Dla nas ma to symboliczne znaczenie. Podkreśla szacunek i służbę na rzecz życia. W archidiecezji katowickiej służy dziś ponad 160 sióstr boromeuszek.