„Chcę, żebyście wyszli na ulice” – powiedział papież. Wiśta wio, łatwo powiedzieć… Jak ma przełamać wstyd pokolenie, które od pacholęcia faszerowane było piosenką „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”?
Gdyby nie on, Piotr, na którym Jezus zbudował Kościół, nie dowiedziałby się o Mesjaszu. Bądź jak Andrzej. Powiedz innym: „Znaleźliśmy Chrystusa!”. I przyprowadź ich do Niego.
Gdyby nie determinacja św. Franciszka, który 800 lat temu wysyłał braci na Bliski Wschód, w najświętszych miejscach Ziemi Świętej katolicy pocałowaliby dziś klamkę.
Nieustannie na coś czekamy albo godzinami rozpamiętujemy, jak to było kiedyś. A On jest tu i teraz.
Chrześcijanin nie czeka, aż ktoś z „drugiej strony barykady” wyciągnie rękę na zgodę. On pierwszy na kamień odpowiada chlebem.
Pochodzi z ortodoksyjnej żydowskiej rodziny. Jego rówieśnicy pilnie ślęczeli nad wersami Tory, a później z wypiekami na twarzy zaczytywali się w komentarzach, które do jej słów napisali cadycy.
Czy to już bóle porodowe przed przyjściem Chrystusa? Dlaczego Polacy są smutni? Rozmawiamy o tym w ekspresie Katowice–Warszawa Centralna. Jedziemy z mnichami Wspólnot Jerozolimskich, którzy niebawem otworzą swój pierwszy klasztor nad Wisłą.
Porażające historie osób zaplątanych w okultyzm, satanizm i tarota. Nowy program telewizyjny „Jarmark cudów” pokazuje, że niewinne zabawy we wróżenie, radiestezję, kurs „pozytywnego myślenia” czy bioenergoterapię mogą skończyć się koszmarnie.
Nie chcę tej zupy! – krzyknęła Antonietta i z całej siły kopnęła talerz. Kto by pomyślał, że ta rozbrykana dziewczynka pisze codziennie listy do Pana Jezusa, a On przychodzi w nocy i je czyta! Sześcioletnia Włoszka rozmawiała z Jezusem.
Erem Srebrnej Góry wynurza się z mgły. Jest rzeczywiście srebrny, skąpany w wiosennej rosie. Zimno. Mamy kompletnie przemoczone buty. Przyjeżdżamy na krakowskie Bielany około 9.00. Wcześnie, ale dla braci kamedułów to już połowa dnia. Wstali o 3.30.