Czy kolor skóry, wada genetyczna, choroba odziedziczona po rodzicach może decydować o moim prawie do życia? Czy drugi człowiek może mnie określić jako istotę małowartościową i bezużyteczną dla społeczeństwa? Od lat robią to ludzie zajmujący się eliminacją najsłabszych istot ludzkich i równocześnie prowadzący hodowlę człowieka doskonałego.
Panie Boże, mam biznes. Będę się modlić, pójdę na pielgrzymkę. Ty, Panie Boże, sprawisz cud. Co? Zapomniałeś o mnie? Przecież miałem nie pić! A Bóg błogosławi pracy. Potrzebuje wysiłków. Walki o własne zbawienie.
Podczas gdy media głównego nurtu serwują nam wielodniowe seriale z udziałem niezrównoważonego polityka, popychającego dziennikarki, w zaciszach rządowych gabinetów przygotowywane są przepisy, które mają istotne znaczenie dla demokracji. Tylko o nich prawie w ogóle się nie dyskutuje.
Byłem wyautowanym społecznie menelem. Chodziłem po melinach, piłem jakieś czary. Nawet wtedy, gdy po 16 latach małżeństwa urodził mi się wyczekiwany syn. Dziś spłacam dług.
Mierzą się z barierami, których nie stworzyła natura, tylko ludzkie uprzedzenia. Setki razy usłyszeli, że „nie wyglądają” na chorych. A skoro dla otoczenia są zdrowi, to muszą walczyć o swoje miejsce w społeczeństwie.
Akcje charytatywne. Ola Śliwka ze Skoczykłodów i Dominik Dróżka z Głowna nie znają się. Mają jednak wiele wspólnego – oboje są licealistami i, mimo młodego wieku, wiedzą, co to ból, choroba i walka o życie. Ale mają też kapitalnych kolegów.
Zacznę matematycznie. Gdy w dzisiejszych czasach pod jednym dachem mieszka czternaście osób, prawie na pewno chodzi o dom wielorodzinny. Na przykład taki, w którym żyją trzy rodziny 2+2 i jedno bezdzietne małżeństwo. W sumie czternaście osób. Tylko że w TYM domu wszyscy noszą to samo nazwisko: mama, tata i dwanaścioro dzieci.
Madzia zasypia na ich rękach, tak ją nauczyli. Bo - jak mówią - nigdy tego nie zaznała.
Jeśli budowa centrum rehabilitacyjnego w Gdowie znajduje się w Bożym planie, to nic nie stanie na przeszkodzie, by ten projekt zrealizować. Tak twierdzi Marek Świeży, jego pomysłodawca, mówiąc: „Jezu, Ty się tym zajmij”.
Objawienia zawsze mam o trzeciej w nocy. Matka Boża pojawia się na chmurce, Chrystus ma kasztanowe włosy i brodę. Po ekstazie wszystko przychodzi mi do głowy, siadam i piszę. Najpierw na brudno, potem przepisuję na maszynie – opowiadał Kazimierz Domański, rencista z Oławy koło Wrocławia. Zapis jego "objawień" jest już dłuższy niż całe Pismo Święte.