Wiara zimna i wiara gorąca – to dwa różne światy. Kiedyś żyłem w wierze, która nakładała na mnie obowiązki, wymagania moralne, kazała wiedzieć i pamiętać.
Na początku nie było katechezy. Na początku, czyli w życiu pierwszych chrześcijan. Na początku była ewangelizacja, zarażanie działaniem Jezusa Zmartwychwstałego. Dzisiaj nazywa się to głoszeniem kerygmatu.
Mogę powiedzieć, że wielokrotnie „orałem” tekst Ewangelii, próbując zrozumieć sens i znaczenie nauki Jezusa.
Może to dziwne, że piszę o tym w katolickiej gazecie, ale dla uczniów Jezusa grzech istnieje.
Byłem niedawno na ślubie Moniki i Marcina. Złożyli przysięgę małżeńską i na chwilę przerwaliśmy ceremonię. Oboje mieli w sobie wielką potrzebę zanurzenia się w nowej rzeczywistości.
Pisze św. Paweł: „Zboczywszy od nich, niektórzy zwrócili się ku czczej gadaninie” (1 Tm 1,60).
Dożyliśmy czasów, w których wiele osób już nie zagląda do Biblii, ale w zamian naucza w imię Boga.
Zacytuję ponownie św. Pawła: „Chciałbym, żebyście wszyscy mówili językami, jeszcze bardziej jednak pragnąłbym, żebyście prorokowali.
Co to znaczy żyć w duchu Ewangelii? Pisałem już o tym wiele razy: nie lubię zmyślania, chcę źródeł, chcę Prawdy.