Po ucieczce z klasztoru ksiądz Jan spotyka dziewczynę, która się w nim zakochuje. Ona nie wie, że on jest księdzem. Kiedy dziewczyna rozbiera się i prowokuje, Jan odmawia i wyznaje, że jest kapłanem. Część widzów wybucha śmiechem.
O tym, czy łatwo zagrać księdza w polskim filmie z Michałem Żebrowskim* rozmawia Edward Kabiesz
To jeden z najciekawszych polskich filmów, jaki w ostatnich latach wszedł na nasze ekrany. Historia rozgrywa się współcześnie w domu na warszawskim placu Zbawiciela, ale mogłaby wydarzyć się wszędzie. Gdzieś niedaleko, obok nas. Przedstawiona została z niezwykłą precyzją.
W Jedynce ma dominować publicystyka,w Dwójce rozrywka, w Trójce informacja. Powstają też kanały tematyczne.
Matteo Bondini inaczej niż inni telewizyjni detektywi nie nosi broni, nie używa też przemocy. I bez tego rozwiąże każdą kryminalną zagadkę. Jest księdzem, godnym następcą księdza Browna z opowiadań G.K. Chestertona.
Trudno wymagać, by zaległości, które narosły w dziedzinie prezentacji naszej przeszłości na ekranie, odrobić w krótkim czasie.
Mówiący o powstaniu warszawskim film „Kanał” Andrzeja Wajdy został nakręcony pół wieku temu, a wciąż budzi emocje, podobnie jak samo powstanie. Dlaczego teraz polskie kino nie dostrzega historii?
„Anioły są nudne” – powiedział po premierze Roman Polański, autor „Dziecka Rosemary” i „Dziewiątych wrót”. Łatwiej na ekranie przedstawić zło, najczęściej w postaci wcielonego w człowieka demona.
Największa tajemnica „Kodu da Vinci” wreszcie została rozszyfrowana. Nic dziwnego, że do dnia premiery dystrybutorzy nie pokazali filmu nawet dziennikarzom, co jest normalną praktyką w tym biznesie.
Cała trójka ruszyła równym krokiem, podziwiając kino, w którym właśnie wspólnie obejrzeli film „Kod Leonarda da Vinci”, będący adaptacją powieści Dana Browna.