Film a la Scorsese, jak to się czasem mówi. Przywodzący na myśl takie klasyki kina, jak „Ulice nędzy”, „Chłopców z ferajny”, czy „Kasyno”.
Czyli „Śląska rzecz”, Bauhaus i filatelistyka. A więc zacznijmy od… końca.
Kino moralnego niepokoju? Etycznego dylematu? Prawnego precedensu?
Oto mamy dowód na to, jak żywe i „trafiające nas” może być Słowo Boże.
Z Beer-Szeby, spod abrahamowego tamaryszka, „ruszyliśmy” przed tygodniem drogą Eliasza. Okazuje się, że prowadzi do Jerozolimy.
Kino wojenne. Ale nie to amerykańskie w stylu „Złota dla zuchwałych”, czy „Parszywej dwunastki”. Tutaj żadnych wesołych przygód i zapierających dech w piersiach akcji nie będzie.
Czyli Spielberg w formie. I to wyjątkowej.
Któż z nas się czasem na jakieś nie skusi. Dla siebie, dla rodziny, znajomych…
I to nie jedna! Bo w swojej najnowszej książce Tomasz Raczek przypomina nam filmy z żelaznego kanonu kina.
Wizje i legendy. Biblia i apokryfy.