Znacie państwo tę historię o człowieku, który wyruszył w świat szukać wielkiego skarbu, a znalazł go ostatecznie na progu swojego domu?
To jedna z najciekawszych postaci, jakie wydał polski Kościół. Osoba świecka, która założyła zgromadzenie albertynów.
20 lat. Tyle czekała na pójście drogą, którą rozpoznała jako swoje powołanie, nasza dzisiejsza patronka.
Wiele o człowieku mówią jego oczy. I gdyby mogli tylko państwo zobaczyć zdjęcie dzisiejszej patronki, to wszystkie słowa na temat jej życia byłyby zbędne.
Gdzie dwóch się bije tam trzeci co? Korzysta. A w przypadku sporu, jaki toczyli ze sobą franciszkanie i jezuici z Quito – obecna stolica Ekwadoru – skorzystali wszyscy, cały Kościół. Jak to możliwe?
Niezwykłe. Żeby stać się Wielkim, Czcigodnym lub Wspaniałym, wcale nie trzeba przemierzać całego świata.
Gdyby iść tylko za znaczeniem jego imienia, to śmiało można by o tym człowieku powiedzieć: kulturalny i grzeczny, prawdziwy obywatel Wiecznego Miasta.
Dzisiejszy patron dosłownie wygrał los na loterii. Albo raczej został wylosowany do pełnienia funkcji swojego życia.
Jakkolwiek źle by to dzisiaj nie brzmiało, ale od pracy nie uciekniemy. Praca jest nam jako ludziom niezbędnie potrzebna.
Pisano o nim, że był “jednym z niewielu chrześcijan traktujących dosłownie słowa i czyny Chrystusa, nie uznającym wyjątków i ograniczeń, człowiekiem, który przeszedł przez świat jak jasna pochodnia rozświetlająca mroki”.