Krakowski sąd wykonał natychmiastową amputację na żywym organizmie rodziny. I to bez znieczulenia. Na pewno nie dla dobra dzieci.
Środa, godz. 10 rano, sms od Bartosza Bajkowskiego: „Dzieci zostały zabrane ze szkoły”.
Lata mijają, a sądy wciąż nie tracą nadziei, że uda się „coś” znaleźć na Lecha Jeziornego.
– Każdego dnia synowie pytają nas, kiedy będą mogli wrócić do domu – mówią Karolina i Bartosz Bajkowscy. 6 marca troje ich dzieci trafiło do domu dziecka.
11 marca było widać światełko w tunelu – sąd odroczył wtedy do 20 marca rozpatrzenie zażalenia państwa Bajkowskich na natychmiastowe odebrania im dzieci. Dziś sąd zdecydował o pozostawieniu dzieci w domu dziecka.
Smoczuś, rajstopki z metką, prościutki kołnierzyczek. Tak nie wygląda dziecko porzucone, ale oddane. A siostry mu śpiewają: „Dobrze, że jesteś, dobrze, że jesteś!”
Pięć tysięcy petycji, głośna manifestacja, osobista interwencja ministra sprawiedliwości i rzecznika praw dziecka oraz jednoznaczne komentarze: „Rodzic zawsze winny!”, „Urzędnicy, łapy precz od naszych dzieci!”. O co tu chodzi?
Mimo że Sąd Apelacyjny w Krakowie przyjął dziś apelację złożoną przez Karolinę i Bartosza Bajkowskich, zdecydował, że troje ich dzieci pozostanie w domu dziecka.
Decyzją sądu gospodarczego w Krakowie, najstarszą polską fabryką lokomotyw, która zatrudnia około 350 pracowników, zajmuje się syndyk.
Żaden z oskarżonych w procesie ws. Komisji Majątkowej nie przyznał się do winy. Dziś rozpoczęło się odczytywanie wyjaśnień głównego oskarżonego - Marka P.