Bacowie z Podhala, Beskidów i Podkarpacia, a także pasterze z Rumunii, Ukrainy, Słowacji i Czech przyjechali w niedzielę do Ludźmierza, by uroczyście rozpocząć tegoroczny sezon pasterski.
– Myśleliśmy, że jak weźmiemy największego łobuza w stadzie, to tu będzie beczeć i głośno dziękować z nami, a tu nic! Siedziała cicho! – śmieje się Robert Jaguś-Jagiełka, szczyrkowski baca.
Podczas 6. Jarmarku Pasterskiego w Koniakowie baca Piotr Kohut wspominał 10-lecie istnienia swojej bacówki - i uroczyście otwierał gazdówkę z żywymi zwierzętami oraz wystawę pasterską. Tak ruszyło Pasterskie Centrum.
Sobota na Podhalu, Spiszu i Orawie to dzień, w którym na drogach, nawet tych głównych, można spotkać stada owiec, wracających z juhasami i bacami z tegorocznego wypasu.
Gwara nie jest obciachem – coraz częściej przekonują się o tym młodzi mieszkańcy Żywiecczyzny. I razem z dorosłymi piszą wiersze i opowieści – o dawnym świętowaniu i zbójowaniu, kapliczkach, bacach, owieczkach czy urokach Beskidów.
Muszę dbać o owce, zeby się nie zgubiły, ale pięknie do domu wróciły – mówi baca Tadeusz Szczechowicz. – Jak mam ich 500, kazdo tak samo wazno. I tydzień szukam jednej, jak odejdzie od stada.
Na tatrzańskich i podhalańskich halach znów rozległ się dźwięk dzwonków i beczenie owiec. Rozpoczął się wiosenny redyk. A mało brakowało, by bacowie i juhasi wylądowali w rezerwatach. Jak Indianie.
Jak co roku, na św. Michała - 29 września, bacowie spędzają owce z hal i dziękują Bogu za kolejny rok pracy. Tradycyjny łossod odbył się na Hali Boraczej w Beskidzie Żywieckim.
Stroje góralskie są albo ładne, albo piękne. Wiedzą to i stary baca z Gubałówki, i młoda dziewczyna z Zakopanego. Więc szczególnie w Adwencie pracy dużo: każdy na Pasterce chce wyglądać...
Od kilku tygodni trwa coś, czego już nawet najstarsi górale nie pamiętają: stado owiec pod opieką pasterzy przemierza całe Karpaty. Na czele kroczy baca Piotr Kohut z Koniakowa. To wędrówka jego życia.