Liturgicznym gestem, który przybliża duchową rzeczywistość "opieczętowania", jest naznaczenie krzyżem czoła dziecka na początku celebracji liturgii chrzcielnej.
We wczesnych wiekach chrześcijaństwa umieszczano przy katedrze odrębny budynek (baptysterium), który był przeznaczony tylko dla celebracji tego sakramentu. Od niego prowadziła droga do pobliskiego kościoła. Dlaczego?
Nie musimy zabiegać o Jego miłość, bo jesteśmy dziedzicami. Dziedzicami wsłuchanymi w Jego Słowo.
Nazywamy darem – ponieważ jest udzielany tym, którzy nic nie przynoszą; łaską – ponieważ jest dawany nawet tym, którzy zawinili.
Jak Chrystus przez Wcielenie przyoblekł się w ciało, tak my przez chrzest „przyoblekamy się w Chrystusa”, w Jego moc i chwałę.
Łaska wiary została zaszczepiona w nas o wiele wcześniej niż doszliśmy do czasu posługiwania się rozumem i do możliwości wyrażenia wiary. Bóg zawsze jest tym, który nas uprzedza, przychodząc ze swymi darami.
Chrzest to nasz genotyp: mówi o tym, kim jesteśmy i do czego zostaliśmy wezwani, by to móc spełnić. Nie swoją mocą, ale Bożą.
Oczyszczenie z grzechów to pierwszy owoc chrztu. Ale nie jego cel. To warunek, by przyjąć kolejne dary Boże.
Bóg nas stworzył, aby obdarować nas swoim życiem. Przez grzech straciliśmy tę możliwość. Na szczęście, nie straciliśmy bezpowrotnie!
W jaki sposób w życiu zwykłego człowieka, który ma rodzinę, miałoby się przedłużać kapłaństwo Chrystusa?