Miała swoje dwa początki. Pierwszy, gdy sam kiedyś szukałem sposobu na spotkanie z Bogiem. I jakimś dziwnym trafem On sam zwykle wzywał mnie do jeszcze większego wysiłku.
Idą w ciszy całą noc – sam na sam z Bogiem. Zmagając się ze zmęczeniem, trudnym terenem, samym sobą. Mimo to uważają, że ta wędrówka przynosi im spokój.
To nie fanaberia znudzonych tradycyjnymi formami pobożności, ani sprawdzian dla twardzieli. Wielogodzinne zmaganie się z każdym krokiem, samotność i milczenie pomagają wejść w misterium.
– Nie chcę być pyszny, ale w rzeczywistości obecna EDK to dla mnie... pikuś. Swoją największą Ekstremalną Drogę Krzyżową przeżywałem przez ostatnie sześć lat – mówi Adam.
Szli nocą 23 kilometry – z Gogolina na Górę św. Anny.
Każdy z uczestników bielskiej EDK miał swój własny krzyż. Najczęściej wykonany własnoręcznie. Każdy też sam musiał zmierzyć się z trudami drogi, która miała mu pomóc w spotkaniu z Jezusem. Z bielskiego kościoła pallotynów wyszło ponad sto osób.
Aż 50 śmiałków wzięło udział w Ekstremalnej Drodze Krzyżowej w Rudawach Janowickich.
Dla wyruszających na EDK z Krakowa przygotowano 13 tras, z czego najdłuższa miała 57 km i prowadziła do Myślenic. Najkrótsza zaś kończyła się w Kalwarii (liczyła 41 km). Żadna z nich z pewnością nie była łatwa.Zdjęcia: Paulina Smoroń
Ponad 2 tys. osób wzięło w piątek udział w małopolskiej Ekstremalnej Drodze Krzyżowej.
Pierwsza w historii Ekstremalna Droga Krzyżowa wyruszyła z Wrocławia do Trzebnicy.Zdjęcia: Agata Combik /Foto Gość