Prochy ofiar obozu na Majdanku posłużyły szwedzkiemu malarzowi za "surowiec" do namalowania obrazu
Miał być największym obozem zagłady zbudowanym przez Niemców. Na szczęście tych planów nie udało się zrealizować, ale i tak pochłonął tysiące ofiar. Za pomordowanych i byłych więźniów modlić się będą mieszkańcy Lublina.
W mroźny poranek, 25 stycznia 1943 r., mieszkańców obudziły niemieckie okrzyki, walenie do drzwi kolbami karabinów i szczekanie psów. Rozpoczęła się pacyfikacja ich małej ojczyzny.
Losy Ewy Waleckiej-Kozłowskiej posłużyły za scenariusz do niezwykłego filmu. Młoda Polka, będąc więźniem Majdanka, została pokojówką w domu komendanta obozu.
Wydarzenia z 3 listopada 1943 roku przeszły do historii jako "krwawa środa" lub "dożynki". Jednego dnia Niemcy zgładzili tysiące więźniów obozu na Majdanku, w Trawnikach i Poniatowej. Łączna liczba ofiar tego dnia obliczana jest na 42 tysiące.
Szwedzka policja rozpoczęła śledztwo w sprawie użycia przez szwedzkiego artystę Carla Michaela von Hausswolffa prochów ludzkich zabranych z b. nazistowskiego obozu koncentracyjnego na Majdanku do namalowania obrazu.
Dokument precyzuje: - To muzea martyrologiczne pierwsze podjęły nierówną walkę z określeniem "polskie obozy śmierci".
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej dla młodych, pod hasłem "Zła się nie ulęknę", oparte na wspomnieniach byłych więźniów hitlerowskiego obozu koncentracyjnego na Majdanku już dziś wieczorem w zmienionej formie.
80 lat temu - 16 kwietnia 1944 r. - z obozu na Majdanku zbiegły dwie Polki. Było to możliwe dzięki pomocy niemieckiego żołnierza.
Mimo że był to czas, w którym z powodu pandemii Covid-19 prowadzenie standardowej działalności merytorycznej było wyjątkowo trudnym wyzwaniem, udało się zrealizować ważne projekty muzealne.