Tu nie chodzi o pocieszanie
Nie wiem dlaczego z wszystkich możliwych tłumaczeń imienia, którym nazwał Go Jezus, najczęściej wybieramy właśnie to. Może dlatego, że od momentu Wniebowstąpienia żyjemy wciąż w jakimś poczuciu straty: nie ma z nami naszego Pana, więc w zamian otrzymujemy Pocieszyciela, który ma nam Go zastąpić. W takim myśleniu kryje się jednak podwójny błąd. Po pierwsze – że po Wniebowstąpieniu Jezus jest jakby mniej obecny; że stał się odległy, niepochwytny, niedostępny, przebywając bardziej z Ojcem, niż z nami. Po drugie – że Duch Święty ma nas pocieszać po tej stracie.